sobota, 6 października 2012

Mariusz cz. 3

   - O Boże, upadła na ławkę. Nina, Nineczko.
"To nie była ta sama Nina, spoważniała i była piękniejsza niż wówczas." Otworzyła oczy.
   - Mariusz ...
I znów upadła na ławkę. "To  nie był ten sam Mariusz, wtedy ubierał się najmodniej, dziś sułtanna zwisała mu do ziemi. Był klerykiem. To nie był ten sam, którego kochałam i kocham."
   - Mariusz, co ty robiłeś?
   - Nino, musiałem tak zrobić. Ty nie byłaś dla mnie, stać Cię na lepszego męża. A ja mogłem poślubić tylko Ciebie.
   - Ach Mariusz ...
   - Nino, czy kochasz mnie jeszcze?
   - Tak, tak kocham i będę Cię kochać.
   - Nino czy zrobisz coś dla mnie? Ja Ci tego powiedzieć nie mogę. Jutro się dowiesz. Proszę zrób to.
   - Skąd ty się tu wziąłeś?
   - Przyjechałem do Zbyszka. Napisał do mnie list.
Trzeba było sie rozstać. Podali sobie tylko ręce. Później Mariusz dostał święcenie kapłańskie. Wtedy to po raz pierwszy wziął ręce młodej pary - Niny i Zbyszka. Był to jego pierwszy ślub. Młodzi przysięgali sobie wzajemną miłość, a Nina powtarzała za nim. Z oczu Mariusz stoczyła się łza, która upadła na usta Niny. Wtedy pomyślała. " Marusz, jakie były słodkie twoje usta, a jakie słone są łzy."
Przez następny rok Nina pracowała w Niłowie. Mariusz wyniósł się na drugi koniec Polski. Pewnego razu gdy Zbyszek wrócił do domu zastał piszącą Ninę. Zdziwiło go to bardzo, ale o nic nie pytał, bo wiedział że wkrótce zostanie ojcem. Matka Niny zaproponowała przejażdżkę za miasto. Mieli w drodze wypadek. Krew lała się po czarnym asfalcie. Nina leżała nieprzytomnie. Pierwsze słowa to:
   - Mariusz, gdzie Mariusz? - szeptała.
Wtedy poznała swój błąd i swego męża. Cichutko szepnęła:
   - Przepraszam.
Zawieziona ją do szpitala i w tej chwili stwierdzono zbliżający się poród. Nina krzyczała jakiej urywane zdania, w którym ciągle powtarzało się imię Mariusz. Wieczorem siostra przyniosła dwoje maleństw. A więc Zbyszek został ojcem dwojga dzieci. Rano zaproszono go do szpitala.
   - Dobrze, że przyszłeś. Mam Ci dużo do powiedzenia. A jeśli dziś Ci tego nie powiem to już nigdy. Zbyszek, kiedyś zastałeś mnie przy pisaniu. To, co napisałam znajdziesz pod obrusem na stole. Proszę Cię bardzo. Zastosuj się do tego co Ci napisałam. Ja już odchodzę. Ja muszę umrzeć. Zbyszek pamiętaj, że to są moje dzieci. Pozdrów Mariusza ...
Nie dokończyła. Umarła z imieniem Mariusza na ustach. Zbyszek płakał. Wrócił do domu, przypomniał sobie o kartce, wraz z obrusem rzucił kryształem. Był to ich prezent ślubny. Na kartce były te słowa.
" Nie wiem dlaczego, ale całe szczęście naszego życia się urwie. Odejdę, ale zostawię Ci dziecko. Byłeś dobrym mężem, ale ja Ciebie nie kochałam. Mogłam kochać tylko raz. W dowód miłości do mnie zrób to, co Ci każę. Jesteś młody, ładny, niech Cię pokocha kobieta i zaznaj pierwszej miłości. Dziecka nie wychowuj sam, oddaj je do domu dziecka. Nie chcę by znaly macochę. Bądź dobrym ojcem. Proszę Cię niech dziecko wie o swojej matce, niech zna mogiłę na której umieścisz moje zdjęcie, gdy miałam 18 lat. Proszę, jeśli będzie chłopiec, pozwól, że imię wybiorę sama. Niech nazywa się Mariusz. A jeśli dziewczyka, imię wybierz sam. I ostatnia prośba, o śmierci zawiadom Mariusza. Ja Ci już w niczym nie przeszkadzam. Nie żądam poświęcenia. Żegnaj. 
                                                                                                                    Nina."
Nie, nie ożenię się. Nagle usłyszał "napisz". Wziął kartkę i zaczął pisać.
"Mariusz, zawiadamiam Cię zgodnie z jej wolą o śmierci Niny. Zmarła przy porodzie, zostawiła bliźnięta. Konczę. Myślę, że spełniłem jej prośbę. Zbyszek."


Minęło kilka lat. Zbyszek zapomniał o dzieciach. Ożenił się, żona była dla niego wszystkim. Od tego czasu gdy w Niłowie mieszkała młoda para Nina i Mariusz upłynęło kilkanaście lat. Do Niłowa przyjeżdżały dzieci na kolonie letnie. Ciągnęła ich chęć wstąpienia na cmentarz. Dzieci zrywały co najładniejsze kwaty. Nagle Mariusz krzyknął:
   - Nino! Zobacz jaka śliczna pani.
Dzieci zbiegły się, Mariusz pokazał paluszkiem zdjęcie młodej pani.
   - Och Mariusz, ona jeszcze bardziej się śmieje.
Niżej widniały jakieś litery, ale żadne nie umiało czytać. Nagle Mariusz powiedział
   - Masz takie same oczy jak ta pani.
Coś Ninę przyciągało. Nie mogła oderwać się od mogiły. Mariuszowi również wydawało się, że ta pani patrzy na niego.
   - Ona się do mnie śmieje. - powiedział Mariusz.
Od tego czas dzieci spędzały całe godziny na cmentarzu. Pewnego razu po cmentarzu chodził ksiądz.
   - Proszę pana - szepnął Mariusz.
Ksiądz oderwał wzrok od książki. Zrozumiał, że dzieci są chowane po świecku i nie są z Niłowa. 
   -  Co wy tu robicie?
Dziecki mu odpowiedziały, że są na kolonii. Ksiądz spytał:
   - Gdzie jest mama i tata?
Dzieci tylko wzruszyły ramionami. Nic o nich nie wiedzieli.
   - A dlaczego tu jesteście?
   - My chodzimy do swojej pani.
   - Nina - zasępił się Mariusz.
   - Czy to brzydkie imię? - spytała Nina ze smutniem.
Mariusz powiedział do Niny:
   - Ty jesteś brzydka i Twoje imię też.
Wówczas ksiądz zwrócił uwagę na nią i nie zauważył w niej nic brzydkiego, wręcz przeciwnie. Miał przed sobą ładną dziewczynkę z pięknymi włosami. 
   - A ty jak masz na imię?
   - Mariusz.
   - Nina- Mariusz, Nina Mariusz ... - powtarzał wielokrotnie ksiądz.
   - Pokażemy panu naszą panią.
Dzieci doprowadziły księdza do pomnika. Mogiła była cała zarośnięta zielskiem, lecz zdjęcie było widać z daleka. Ksiądz spojrzał na twarz, którą dobrze znał. Nie mógł oderwać wzroku od mogiły. "Co się stało ze Zbyszkiem. Przecież tak ją kochał. Czyżby o niej zapomniał - napewno. Nino, tylko ja Ciebie kochałem, tylko ja. Inni mężczyźni chcą tylko wasze ciało. O nieszczęśliwe kobiety mało która z was zazna prawdziwej miłości." Nagle Mariusz przerwał:
   - To jest nasza pani. Ile raz przychodzimy coraz bardziej się śmieje.
W oczach księdza pojawiły się łzy.
   - Proszę pana, co tu jest napisane?
Ksiądz rozchylił łodygi i zauważył napis.
"Jeśli zobaczycie twarz matki zmówcie pacież dziadki."
   - Mariusz, Nino - zawołał ksiądz - tutaj leży wasza kochana mamusia.
Odwrócił się aby otrzeć łzy. Zrozumiały od razu. Przypadły do pomnika całując twarz matki. Ksiądz odszedł, aby nie patrzeć więcej na dwoje nieszczęśliwych dzieci.


KONIEC.

3 komentarze:

Monique pisze...

Sułtanna hehe :D
sutanna*

Unknown pisze...

CZYTAŁAM TO OPOWIADANIE W 1978 ROKU BYŁAM PANNĄ KIEDY URODZIŁA MI SIĘ CÓRKA DAŁAM JEJ IMIĘ NINA ONA ZAŚ WYSZŁA ZA MĄŻ ZA MARIUSZA TEN OKAZAŁ SIĘ ZŁYM CZŁOWIEKIEM ROZSTALI SIĘ CÓRKA PONOWNIE WYSZŁA ZA MĄŻ
ZA KOLEJNEGO MARIUSZA JEST Z NIM SZCZĘŚLIWA

Nina L. pisze...

Witam akurat czytam te opowiadanie i 47 lat temu moji rodzice dali nam na imię mi Nina bratu Mariusz .Opowiadała mi babcia o tej opowieści ale niestety zycie mamy kulawe bo zdarzaja sie nam sytuacjie momenty tak jak pisze w tej opowieści.Muszę zobaczyć przeczytać do końca tą opowieść.Nina

Prześlij komentarz