- O Boże, upadła na ławkę. Nina, Nineczko.
"To nie była ta sama Nina, spoważniała i była piękniejsza niż wówczas." Otworzyła oczy.
- Mariusz ...
I znów upadła na ławkę. "To nie był ten sam Mariusz, wtedy ubierał się najmodniej, dziś sułtanna zwisała mu do ziemi. Był klerykiem. To nie był ten sam, którego kochałam i kocham."
- Mariusz, co ty robiłeś?
- Nino, musiałem tak zrobić. Ty nie byłaś dla mnie, stać Cię na lepszego męża. A ja mogłem poślubić tylko Ciebie.
- Ach Mariusz ...
- Nino, czy kochasz mnie jeszcze?
- Tak, tak kocham i będę Cię kochać.
- Nino czy zrobisz coś dla mnie? Ja Ci tego powiedzieć nie mogę. Jutro się dowiesz. Proszę zrób to.
- Skąd ty się tu wziąłeś?
- Przyjechałem do Zbyszka. Napisał do mnie list.
Trzeba było sie rozstać. Podali sobie tylko ręce. Później Mariusz dostał święcenie kapłańskie. Wtedy to po raz pierwszy wziął ręce młodej pary - Niny i Zbyszka. Był to jego pierwszy ślub. Młodzi przysięgali sobie wzajemną miłość, a Nina powtarzała za nim. Z oczu Mariusz stoczyła się łza, która upadła na usta Niny. Wtedy pomyślała. " Marusz, jakie były słodkie twoje usta, a jakie słone są łzy."
Przez następny rok Nina pracowała w Niłowie. Mariusz wyniósł się na drugi koniec Polski. Pewnego razu gdy Zbyszek wrócił do domu zastał piszącą Ninę. Zdziwiło go to bardzo, ale o nic nie pytał, bo wiedział że wkrótce zostanie ojcem. Matka Niny zaproponowała przejażdżkę za miasto. Mieli w drodze wypadek. Krew lała się po czarnym asfalcie. Nina leżała nieprzytomnie. Pierwsze słowa to:
- Mariusz, gdzie Mariusz? - szeptała.
Wtedy poznała swój błąd i swego męża. Cichutko szepnęła:
- Przepraszam.
Zawieziona ją do szpitala i w tej chwili stwierdzono zbliżający się poród. Nina krzyczała jakiej urywane zdania, w którym ciągle powtarzało się imię Mariusz. Wieczorem siostra przyniosła dwoje maleństw. A więc Zbyszek został ojcem dwojga dzieci. Rano zaproszono go do szpitala.
- Dobrze, że przyszłeś. Mam Ci dużo do powiedzenia. A jeśli dziś Ci tego nie powiem to już nigdy. Zbyszek, kiedyś zastałeś mnie przy pisaniu. To, co napisałam znajdziesz pod obrusem na stole. Proszę Cię bardzo. Zastosuj się do tego co Ci napisałam. Ja już odchodzę. Ja muszę umrzeć. Zbyszek pamiętaj, że to są moje dzieci. Pozdrów Mariusza ...
Nie dokończyła. Umarła z imieniem Mariusza na ustach. Zbyszek płakał. Wrócił do domu, przypomniał sobie o kartce, wraz z obrusem rzucił kryształem. Był to ich prezent ślubny. Na kartce były te słowa.
" Nie wiem dlaczego, ale całe szczęście naszego życia się urwie. Odejdę, ale zostawię Ci dziecko. Byłeś dobrym mężem, ale ja Ciebie nie kochałam. Mogłam kochać tylko raz. W dowód miłości do mnie zrób to, co Ci każę. Jesteś młody, ładny, niech Cię pokocha kobieta i zaznaj pierwszej miłości. Dziecka nie wychowuj sam, oddaj je do domu dziecka. Nie chcę by znaly macochę. Bądź dobrym ojcem. Proszę Cię niech dziecko wie o swojej matce, niech zna mogiłę na której umieścisz moje zdjęcie, gdy miałam 18 lat. Proszę, jeśli będzie chłopiec, pozwól, że imię wybiorę sama. Niech nazywa się Mariusz. A jeśli dziewczyka, imię wybierz sam. I ostatnia prośba, o śmierci zawiadom Mariusza. Ja Ci już w niczym nie przeszkadzam. Nie żądam poświęcenia. Żegnaj.
Nina."
Nie, nie ożenię się. Nagle usłyszał "napisz". Wziął kartkę i zaczął pisać.
"Mariusz, zawiadamiam Cię zgodnie z jej wolą o śmierci Niny. Zmarła przy porodzie, zostawiła bliźnięta. Konczę. Myślę, że spełniłem jej prośbę. Zbyszek."
Minęło kilka lat. Zbyszek zapomniał o dzieciach. Ożenił się, żona była dla niego wszystkim. Od tego czasu gdy w Niłowie mieszkała młoda para Nina i Mariusz upłynęło kilkanaście lat. Do Niłowa przyjeżdżały dzieci na kolonie letnie. Ciągnęła ich chęć wstąpienia na cmentarz. Dzieci zrywały co najładniejsze kwaty. Nagle Mariusz krzyknął:
- Nino! Zobacz jaka śliczna pani.
Dzieci zbiegły się, Mariusz pokazał paluszkiem zdjęcie młodej pani.
- Och Mariusz, ona jeszcze bardziej się śmieje.
Niżej widniały jakieś litery, ale żadne nie umiało czytać. Nagle Mariusz powiedział
- Masz takie same oczy jak ta pani.
Coś Ninę przyciągało. Nie mogła oderwać się od mogiły. Mariuszowi również wydawało się, że ta pani patrzy na niego.
- Ona się do mnie śmieje. - powiedział Mariusz.
Od tego czas dzieci spędzały całe godziny na cmentarzu. Pewnego razu po cmentarzu chodził ksiądz.
- Proszę pana - szepnął Mariusz.
Ksiądz oderwał wzrok od książki. Zrozumiał, że dzieci są chowane po świecku i nie są z Niłowa.
- Co wy tu robicie?
Dziecki mu odpowiedziały, że są na kolonii. Ksiądz spytał:
- Gdzie jest mama i tata?
Dzieci tylko wzruszyły ramionami. Nic o nich nie wiedzieli.
- A dlaczego tu jesteście?
- My chodzimy do swojej pani.
- Nina - zasępił się Mariusz.
- Czy to brzydkie imię? - spytała Nina ze smutniem.
Mariusz powiedział do Niny:
- Ty jesteś brzydka i Twoje imię też.
Wówczas ksiądz zwrócił uwagę na nią i nie zauważył w niej nic brzydkiego, wręcz przeciwnie. Miał przed sobą ładną dziewczynkę z pięknymi włosami.
- A ty jak masz na imię?
- Mariusz.
- Nina- Mariusz, Nina Mariusz ... - powtarzał wielokrotnie ksiądz.
- Pokażemy panu naszą panią.
Dzieci doprowadziły księdza do pomnika. Mogiła była cała zarośnięta zielskiem, lecz zdjęcie było widać z daleka. Ksiądz spojrzał na twarz, którą dobrze znał. Nie mógł oderwać wzroku od mogiły. "Co się stało ze Zbyszkiem. Przecież tak ją kochał. Czyżby o niej zapomniał - napewno. Nino, tylko ja Ciebie kochałem, tylko ja. Inni mężczyźni chcą tylko wasze ciało. O nieszczęśliwe kobiety mało która z was zazna prawdziwej miłości." Nagle Mariusz przerwał:
- To jest nasza pani. Ile raz przychodzimy coraz bardziej się śmieje.
W oczach księdza pojawiły się łzy.
- Proszę pana, co tu jest napisane?
Ksiądz rozchylił łodygi i zauważył napis.
"Jeśli zobaczycie twarz matki zmówcie pacież dziadki."
- Mariusz, Nino - zawołał ksiądz - tutaj leży wasza kochana mamusia.
Odwrócił się aby otrzeć łzy. Zrozumiały od razu. Przypadły do pomnika całując twarz matki. Ksiądz odszedł, aby nie patrzeć więcej na dwoje nieszczęśliwych dzieci.
KONIEC.
sobota, 6 października 2012
czwartek, 27 września 2012
Mariusz cz. 2
Często wyjeżdżał na cały dzień ze Zbyszkiem. Zbyszek znał jego wszystkie kłopoty. Tłumaczył mu, że jest przystojny, ładny, wodzi za nim wzrokiem dużo dziewczyn i żeby zapomniał o Ninie.
Pewnego dnia Mariusz odwiedził Zbyszka w domu. Ten musiał wyjść na parę minut i zostawił kolegę samego. Wtedy Mariusz usłyszał rozmowę w sąsiednim pokoju. Chodziło o Ninę. Jej matka mówiła, że Nina wyjechała na wieś, że się bardzo zmieniła, zeszczuplała, że idzie na studia medyczne. W pewnej chwili Mariusz ujrzał Ninę i przeskoczył przez płot. Został z Niną tak długo, że nie zauważyli jak zaczęło świtać. Nie widzieli się już prawie miesiąc. Już minęły wakacje, a Nina z Mariuszem była rozłączona. Nina była już na studiach i mieszkała w akademiku. Z nadzieją i ogromną radością jechała do Niłowa. Była pewna, że zobaczy Mariusza. Pragnęła zamienić z nim choć "dzień dobry" i spojrzeć mu w oczy. Rozpacz ją ogarnęła gdy dowiedziała się, że Mariusza w Niłowie nie ma. Zdziwiło ją także to, że nie zna osobiście żadnego kolego Mariusza, który mógłby pomóc jej odnaleźć ukochanego. Przez 4 lata nie widziała się z Mariuszem. Była już studentką piątego roku. Obecnie przebywała na praktyce w szpitalu. Chorym poświęcała każdą wolną chwilę. Lubiła jak zwierzali się jej ze swoich kłopotów. Pewnego razu karetka pogotowia przywiozła chorego mężczyznę z wojska. Miała go zarejestrować.
- Jak się pan nazywa?
- Zbigniew Sokołowski.
- Miejsce urodzenia?
- Niłowo.
Ołówek wypadł jej z ręki. Zrobiła się blada jak jej biały fartuch. Chory nie wiedział co się stało. Zbiegli się lekarze. Nina wróciła do przytomności. Lekarz polecił jej wziąć udział w wizycie. Gdy doszli do sali Sokołowskiego, lekarz polecił Ninie zostać przy chorym. Po chwili lekarze opuścili salę nie mogła sobie uzmysłowić, że do tej pory nie znała Zbyszka. Przecież to najlepszy przyjaciel Mariusza.
- Proszę pana - zaczęła Nina.
- Niech pani mówi, na wszystko pani odpowiem. Słowo żołnierza.
- Czy zna pan Ninę Grodzką?
- Osobiście nie, ale to sympatia mojego najlepszego kolegi. Czy mogę wiedzieć gdzie ona jest?
- Nina jest teraz na praktyce.
- Czy opowiadała coś o Mariuszu?
Nina nie wiedziała co odpowiedzieć.
- Jak on ją kochał. - mówił dalej Zbyszek.
Nina stawiała pytania lecz niewiele się dowiedziała. Sokołowski patrzył na praktykantkę i wzrok jego padł na prawą pierść gdzie znajdowała się tabliczka. Widniały na niej inicjały "NG"
- Proszę pani, czy mogę znać pani imię? Najpierw spróbuję odgadnąć.
- Proszę bardzo.
- Może Joanna ... Albo nie. Jest to dla pani za szerokie imię. Najlepiej pasuje Nina ... Nina Grodzka.
Nina zarumieniła się, złapano ją na kłamstwie. W tej chwili wszedł i poprosił ją lekarz. Wyszła lecz dręczyła ją myśl "on coś ukrywa". Kiedy Nina tak myślała Sokołowski poprosił jedną z pielęgniarek o papier i długopis. Zaczął pisać list do Mariusza. Napisał, że opiekuje się nim studentka albowiem jest w szpitalu. Pisał, że to właśnie Nina. "Ona chciała wszystko o Tobie wiedzieć. A ja jej nie powiedziałem. Widzę, że nie na darmo się poświęcałeś. Nina kocha Cię dotychczas. Muszę Ci napisać, że mi się podoba z charakteru i z urody. W związku z tym proszę Cię żebyś przyjechał."
Minęło kilka dni, Nina spędzała wolny czas ze Zbyszkiem. Zbyszek nawett ją pokochał. Pewnego dnia otrzymuje list o takiej treści od przyjaciela:
"Drogi przyjacielu!
Pozdrawiam Cię w imię Boga. Takiego listu się nie spodziewałem. Odwiedzę Cię, ale pod warunkiem, że nie spotkam tam Niny."
Za kilka dni Zbyszek zaproszony został do ogrodu gdzie czekał na niego Mariusz.
- Jak ty się zmieniłem.
- Ciszej, bo Nina usłyszy.
- Jej dzisiaj nie ma. Mariusz czy ty naprawdę nie chcesz jej spotkać?
- Nie, nie chcę. Chcę żeby wyszła za mąż.
- Och, ona nie wyjdzie. Nie będę ukrywał, że ja ją też kocham. Ożeniłbym się z nią, ale cóż ona powiedziała, że potrafi kochać tylko raz.
W oczach Mariusza pojawiły się łzy.
- Zbyszek potrafi. Ona Ciebie też kocha.
- Ale Mariusz, czy ty nie masz nic przeciwko temu?
- Ja? Nie, nie nic.
Rozmawiali długo oboje. Potem Mariusz ruszył na dworzec. Po drodze wstąpił do kościoła po czym wyszedł na cmentarz i rozejrzał się po nim. Zauważył ławkę a na niej młodą dziewczynę czytającą gazetę. W chwilę potem wzrok jej oderwał się od gazety.
- Mariusz, Mariusz - szeptała i patrzyła na niego.
Pewnego dnia Mariusz odwiedził Zbyszka w domu. Ten musiał wyjść na parę minut i zostawił kolegę samego. Wtedy Mariusz usłyszał rozmowę w sąsiednim pokoju. Chodziło o Ninę. Jej matka mówiła, że Nina wyjechała na wieś, że się bardzo zmieniła, zeszczuplała, że idzie na studia medyczne. W pewnej chwili Mariusz ujrzał Ninę i przeskoczył przez płot. Został z Niną tak długo, że nie zauważyli jak zaczęło świtać. Nie widzieli się już prawie miesiąc. Już minęły wakacje, a Nina z Mariuszem była rozłączona. Nina była już na studiach i mieszkała w akademiku. Z nadzieją i ogromną radością jechała do Niłowa. Była pewna, że zobaczy Mariusza. Pragnęła zamienić z nim choć "dzień dobry" i spojrzeć mu w oczy. Rozpacz ją ogarnęła gdy dowiedziała się, że Mariusza w Niłowie nie ma. Zdziwiło ją także to, że nie zna osobiście żadnego kolego Mariusza, który mógłby pomóc jej odnaleźć ukochanego. Przez 4 lata nie widziała się z Mariuszem. Była już studentką piątego roku. Obecnie przebywała na praktyce w szpitalu. Chorym poświęcała każdą wolną chwilę. Lubiła jak zwierzali się jej ze swoich kłopotów. Pewnego razu karetka pogotowia przywiozła chorego mężczyznę z wojska. Miała go zarejestrować.
- Jak się pan nazywa?
- Zbigniew Sokołowski.
- Miejsce urodzenia?
- Niłowo.
Ołówek wypadł jej z ręki. Zrobiła się blada jak jej biały fartuch. Chory nie wiedział co się stało. Zbiegli się lekarze. Nina wróciła do przytomności. Lekarz polecił jej wziąć udział w wizycie. Gdy doszli do sali Sokołowskiego, lekarz polecił Ninie zostać przy chorym. Po chwili lekarze opuścili salę nie mogła sobie uzmysłowić, że do tej pory nie znała Zbyszka. Przecież to najlepszy przyjaciel Mariusza.
- Proszę pana - zaczęła Nina.
- Niech pani mówi, na wszystko pani odpowiem. Słowo żołnierza.
- Czy zna pan Ninę Grodzką?
- Osobiście nie, ale to sympatia mojego najlepszego kolegi. Czy mogę wiedzieć gdzie ona jest?
- Nina jest teraz na praktyce.
- Czy opowiadała coś o Mariuszu?
Nina nie wiedziała co odpowiedzieć.
- Jak on ją kochał. - mówił dalej Zbyszek.
Nina stawiała pytania lecz niewiele się dowiedziała. Sokołowski patrzył na praktykantkę i wzrok jego padł na prawą pierść gdzie znajdowała się tabliczka. Widniały na niej inicjały "NG"
- Proszę pani, czy mogę znać pani imię? Najpierw spróbuję odgadnąć.
- Proszę bardzo.
- Może Joanna ... Albo nie. Jest to dla pani za szerokie imię. Najlepiej pasuje Nina ... Nina Grodzka.
Nina zarumieniła się, złapano ją na kłamstwie. W tej chwili wszedł i poprosił ją lekarz. Wyszła lecz dręczyła ją myśl "on coś ukrywa". Kiedy Nina tak myślała Sokołowski poprosił jedną z pielęgniarek o papier i długopis. Zaczął pisać list do Mariusza. Napisał, że opiekuje się nim studentka albowiem jest w szpitalu. Pisał, że to właśnie Nina. "Ona chciała wszystko o Tobie wiedzieć. A ja jej nie powiedziałem. Widzę, że nie na darmo się poświęcałeś. Nina kocha Cię dotychczas. Muszę Ci napisać, że mi się podoba z charakteru i z urody. W związku z tym proszę Cię żebyś przyjechał."
Minęło kilka dni, Nina spędzała wolny czas ze Zbyszkiem. Zbyszek nawett ją pokochał. Pewnego dnia otrzymuje list o takiej treści od przyjaciela:
"Drogi przyjacielu!
Pozdrawiam Cię w imię Boga. Takiego listu się nie spodziewałem. Odwiedzę Cię, ale pod warunkiem, że nie spotkam tam Niny."
Za kilka dni Zbyszek zaproszony został do ogrodu gdzie czekał na niego Mariusz.
- Jak ty się zmieniłem.
- Ciszej, bo Nina usłyszy.
- Jej dzisiaj nie ma. Mariusz czy ty naprawdę nie chcesz jej spotkać?
- Nie, nie chcę. Chcę żeby wyszła za mąż.
- Och, ona nie wyjdzie. Nie będę ukrywał, że ja ją też kocham. Ożeniłbym się z nią, ale cóż ona powiedziała, że potrafi kochać tylko raz.
W oczach Mariusza pojawiły się łzy.
- Zbyszek potrafi. Ona Ciebie też kocha.
- Ale Mariusz, czy ty nie masz nic przeciwko temu?
- Ja? Nie, nie nic.
Rozmawiali długo oboje. Potem Mariusz ruszył na dworzec. Po drodze wstąpił do kościoła po czym wyszedł na cmentarz i rozejrzał się po nim. Zauważył ławkę a na niej młodą dziewczynę czytającą gazetę. W chwilę potem wzrok jej oderwał się od gazety.
- Mariusz, Mariusz - szeptała i patrzyła na niego.
poniedziałek, 24 września 2012
Mariusz cz. 1
Mariusz oczekiwał swej ukochanej dziewczyny. Zaczął się już denerwować, aż tu nagle oczy i usta jego uśmiechnęły się. Pomiędzy kasztanami pojawiła się uśmiechnięta Nina. Wreszcie stanęła przed nim. Dopadli rowerów i nic nie mówiąc jechali do celu. Nigdzie nie widać było ludzi, tylko w jedym miejscu było widać świeży ślad motoru. Mariusz wyciągnął koc i rozłożył go na świeżej trawie. Nina zmęczona jazdą usiadła patrząc w dal. Mariusz od wczoraj głodny jej ust chwycił ją w objęcia.
- Mariusz - rzekła cicho.
- Co skarbie? Co jedyna? - całował jej włosy.
Z jej ust pił nektar. Ręce jego oplatywały jej sylwetkę i niby niechcący pchnięty pochylił się na koc. Głowa jej odchyliła się lekko. Ramiona rozwarły się i niedopięty sweter rozchylił się. Mariusz ujrzał jej piersi. Prawie nieprzytomny ukrył się pod swetrem Niny. Ona nie chciała, lecz nie mogła się wyrwać z jego objęć. Głowa jej spoczywała na jego piersi. Miała szeroko otwarte oczy lecz nic nie wiedziała o świecie. "Moja Nina na zawsze moja, moje usta, moje oczy, cała Nina moja." Nie chciał jej skrzywdzić, nigdy o tym nie myślał, lecz teraz wyjątkowo musiał nad sobą panować. Ciało Niny chodziło jak fala. Ona sama była nieprzytomna. Objęła go swoimi ramionami. Nagle oboje zerwali się gdyż usłyszeli warkot motoru. Nina spojrzała w tym kierunku i aż krzyknęła z wrażenia. Bowiem wydało się, że na motorze zobaczyła ojca.
- Nineczko, to przecież nieprawda. - wyszeptał Mariusz. Uspokoił ją lecz sam nie był pewny, więc poszedł do najbliższych krzaków. Włosy mu samemu stanęły dęba. "A jednak było tak, jak mówiła Nina" - pomyślał. "Ja jestem wszystkiemu winien." Wrócił do niej, nie mówiąc ani słowa. Nie wiedział co ma powiedzieć. Oczy jej, które przed chwilą były nieprzytomne patrzyły teraz z lękiem.
- Ojciec nie wiedział, teraz nas zobaczył razem. Wypędzą mnie z domu, będą mieli do mnie żal. - To wszystko dręczyło Ninę. Mariuszowi brakowało męskiej odwagi.
- Nineczko - szeptał.
- Mariusz, co teraz zrobimy? Ja nie chcę żyć.
Rozumiał doskonale. Siedzieli obok siebie nie mówiąc ani słowa. Wyjął papierosa. Patrzył na jej usta z boku jak brały i pociągały papierosa. Na widok jej ust zapomniał o wszystkim. Uśmiechnął się i znów wzniósł ją pocałunkiem. Grodzki natychmiast odprowadził motor i wrócił do domu. Zauważył, że oczy żony są mokre od łez. Przed sobą miał postać żony, a gdzieś dalej widział Ninę. "Przez tego chłopca Nina nas okłamuje."- myślał.
- Czemu płaczesz? - pyta żony, lecz ona nic nie mówi. - Chyba ktoś Ci coś powiedział - rzekł. Usiadł obok żony.
- Czy mogę wiedzieć gdzie dzisiaj byłeś, czy to też tajemnica, o której nie będę wiedziała?
- Powiem, powiem. To ty dlatego płaczesz, że nie wiedziałaś gdzie pojechałem?
- Chyba tak. Zostałam sama w domu.
- Już nigdy Cię nie zostawię, ale dziś musiałem. Pamiętasz Anno, jak byliśmy za miastem. Całowałem Cię do woli, a ty się nie broniłaś.
- Miałam wtedy 18 lat, tak jak teraz Nina. Wiem, że Nina jechała z Mariuszem za miasto. - powiedziała.
- Ja też o tym wiedziałem. Wczoraj w nocy widziałem jak się umawiali. Nina nas okłamuje. Anno, ty też kłamałaś.
- To co teraz? Nie będziemy jej nic mówić?
- Nie Anno, trzeba ją ukarać, Nikt nie wiedział, że zdobędzie się na tan krok.
Tymczasem w pokoju usłyszeli krok Niny. Rodzice zmieszali się. Żadne nie wiedziało jak zachowywać się wobec córki. Ojciec nie śmiał otworzyć drzwi, jednak trzeba było. Nina usiadła przy stole, twarz jej była ukryta w dłoniach. Nie śmiała podnieść wzroku. Grodzki usiadł obok niej.
- Nina posłuchaj - nie wiedział co ma dalej mówić, Po chwili rzekł. - Kim jest Twoja sympatia?
Nina milczała.
- Dlaczego nie odpowiadasz ojcu na pytanie. Niepotrzebnie okłamywałaś ją wczoraj i dziś.
- Na imię ma Mariusz. - wyszeptała.
W tej chwili drzwi się otwrzyły i wszedł Mariusz.
- Słucham, co pan chce wiedzieć. - rzekł rozkazująco Grodzki. Nina chciała odejść.
- Nino zostań. - powiedział Grodzki.
- Niech pan pozwoli jej odejść. - powiedział Mariusz.
Nina z poczerwieniałymi oczami odeszła.
- Ona jest niewinna, to moja wina. - rzekł Mariusz.
W tym czasie weszła pani Grodzka. Mariusz zwrócił się do niej.
- Ja proszę, aby pani nie winiła Niny, niech pani mnie zrozumie, czego państwo będą żądali wykonam wszystko.
- A więc niech pan słucha, już mam rozwiązanie. Nina w tym roku zdała maturę. Z jej wyników nie byliśmy zadowoleni. Przyczyną właśnie był pan. Czy długo się znacie?
- Od półtora miesiąca.
- Już taka miłość. Mam dla pana karę. Od dziś już pan nie ujrzy Niny.
- O Boże, przecież ta kara jest dla nas obojga. - rzekł Mariusz i łzy zakręciły mu się w oczach. - Ja proszę o stokroć wyższą karę, ale tylko dla mnie.
- Nie proszę pana, ta kara będzie najodpowiedniejsza.
- Czy mogę jeszcze raz zobaczyć się z nią?
- Tak, ostatni raz - powiedział Grodzki.
Mariusz wyszedł z mieszkania, w głowie szumiały mi zdania Grodzkiego. Ale gdzie ona jest? Spojrzał w ogród. Gdyby nikt nie widział "całowałby jej ślad". Niedaleko na łące siedziała Nina, oczy jej były mokre podszedł do niej. Stanął za nią.
- Nineczko - wyszeptał cicho.
Obejrzała się się i nowy potok łez potoczył się z jej oczu. Płakała pomimo, że nie wiedziała co ją czeka.
- Jaki zapadł wyrok? - zapytała drżącym głosem.
- Nineczko, dziś jesteśmy ostatni raz sami.
- Co odchodzisz ode mnie, zostawiasz mnie samą?
- Nineczko to ty raczej mnie, ja Ciebie nigdy, nigdy. - szeptał Mariusz. - Taka jest wola Twojego ojca.
Obydwoje płakali jak dzieci.
- Patrz kochanie, ty masz studia, ja mam naukę, może wezmą mnie do wojska.
- Ja nie chcę, jak nie pójdę na studia - szlochała Nina.
- Nina, uspokój się. Oboje tego nie chcemy, ale taka jest wola naszego losu. Idź na studia, ucz się, lecz pamiętaj, proszę Cię kochanie, pomimo to że będziesz miała nowe towarzystwo WSPOMNIJ MNIE.
Dalej nie mógł mówić gdyż łzy dusiły mu głos.
- Och Mariusz może ty mnie okłamujesz, może to nieprawda.
- Niestety Nineczko smutne to lecz prawdziwe.
"OSTATNI RAZ, OSTATNI RAZ RAZEM." Wypowiedzieli te słowa, lecz żadne nie chciało w nie wierzyć Nie mogli się rozstać. W pewnej chwili odczuwali brak siebie.
Pewnego razu do ogrodu, w którym lubił przesiadywać Mariusz przyszła pani Grodzka. Usiadła na ławce sama, wówczas przysiadły się do niej dwie plotkary. Tymi słowami zwróciły się do pani Grodzkiej.
- Pani usiadła na tej ławce, na której siedzi zawsze smutny młody chłopiec.
Grodzka powiedziała.
- Skoro to jego ulubione miejsce przesiądźmy się na drugą.
W niespełna 15 minut Mariusz zajął swe stałe miejsce. Przed nim stał kasztan, z którym wiązało go tyle wspomnień. Patrzył na wyryte w korze dwa słowa TYŚ MOJA. Mimo woli podniósł patyk leżący na ziemi. Nie wiedział nawet jak patyk bez wiedzy rozumu skreślił na ziemi dwa słowa KOCHAM CIĘ. "Czemu jej nie ma przy mnie, co mi teraz po maturze. Oddałbym wszystko żeby ją mieć. Czy ona o mnie myśli?" Czas mijał a Mariusz kochał ją, coraz bardziej tęsknił, ale żadnej wiadomości nie było.
- Mariusz - rzekła cicho.
- Co skarbie? Co jedyna? - całował jej włosy.
Z jej ust pił nektar. Ręce jego oplatywały jej sylwetkę i niby niechcący pchnięty pochylił się na koc. Głowa jej odchyliła się lekko. Ramiona rozwarły się i niedopięty sweter rozchylił się. Mariusz ujrzał jej piersi. Prawie nieprzytomny ukrył się pod swetrem Niny. Ona nie chciała, lecz nie mogła się wyrwać z jego objęć. Głowa jej spoczywała na jego piersi. Miała szeroko otwarte oczy lecz nic nie wiedziała o świecie. "Moja Nina na zawsze moja, moje usta, moje oczy, cała Nina moja." Nie chciał jej skrzywdzić, nigdy o tym nie myślał, lecz teraz wyjątkowo musiał nad sobą panować. Ciało Niny chodziło jak fala. Ona sama była nieprzytomna. Objęła go swoimi ramionami. Nagle oboje zerwali się gdyż usłyszeli warkot motoru. Nina spojrzała w tym kierunku i aż krzyknęła z wrażenia. Bowiem wydało się, że na motorze zobaczyła ojca.
- Nineczko, to przecież nieprawda. - wyszeptał Mariusz. Uspokoił ją lecz sam nie był pewny, więc poszedł do najbliższych krzaków. Włosy mu samemu stanęły dęba. "A jednak było tak, jak mówiła Nina" - pomyślał. "Ja jestem wszystkiemu winien." Wrócił do niej, nie mówiąc ani słowa. Nie wiedział co ma powiedzieć. Oczy jej, które przed chwilą były nieprzytomne patrzyły teraz z lękiem.
- Ojciec nie wiedział, teraz nas zobaczył razem. Wypędzą mnie z domu, będą mieli do mnie żal. - To wszystko dręczyło Ninę. Mariuszowi brakowało męskiej odwagi.
- Nineczko - szeptał.
- Mariusz, co teraz zrobimy? Ja nie chcę żyć.
Rozumiał doskonale. Siedzieli obok siebie nie mówiąc ani słowa. Wyjął papierosa. Patrzył na jej usta z boku jak brały i pociągały papierosa. Na widok jej ust zapomniał o wszystkim. Uśmiechnął się i znów wzniósł ją pocałunkiem. Grodzki natychmiast odprowadził motor i wrócił do domu. Zauważył, że oczy żony są mokre od łez. Przed sobą miał postać żony, a gdzieś dalej widział Ninę. "Przez tego chłopca Nina nas okłamuje."- myślał.
- Czemu płaczesz? - pyta żony, lecz ona nic nie mówi. - Chyba ktoś Ci coś powiedział - rzekł. Usiadł obok żony.
- Czy mogę wiedzieć gdzie dzisiaj byłeś, czy to też tajemnica, o której nie będę wiedziała?
- Powiem, powiem. To ty dlatego płaczesz, że nie wiedziałaś gdzie pojechałem?
- Chyba tak. Zostałam sama w domu.
- Już nigdy Cię nie zostawię, ale dziś musiałem. Pamiętasz Anno, jak byliśmy za miastem. Całowałem Cię do woli, a ty się nie broniłaś.
- Miałam wtedy 18 lat, tak jak teraz Nina. Wiem, że Nina jechała z Mariuszem za miasto. - powiedziała.
- Ja też o tym wiedziałem. Wczoraj w nocy widziałem jak się umawiali. Nina nas okłamuje. Anno, ty też kłamałaś.
- To co teraz? Nie będziemy jej nic mówić?
- Nie Anno, trzeba ją ukarać, Nikt nie wiedział, że zdobędzie się na tan krok.
Tymczasem w pokoju usłyszeli krok Niny. Rodzice zmieszali się. Żadne nie wiedziało jak zachowywać się wobec córki. Ojciec nie śmiał otworzyć drzwi, jednak trzeba było. Nina usiadła przy stole, twarz jej była ukryta w dłoniach. Nie śmiała podnieść wzroku. Grodzki usiadł obok niej.
- Nina posłuchaj - nie wiedział co ma dalej mówić, Po chwili rzekł. - Kim jest Twoja sympatia?
Nina milczała.
- Dlaczego nie odpowiadasz ojcu na pytanie. Niepotrzebnie okłamywałaś ją wczoraj i dziś.
- Na imię ma Mariusz. - wyszeptała.
W tej chwili drzwi się otwrzyły i wszedł Mariusz.
- Słucham, co pan chce wiedzieć. - rzekł rozkazująco Grodzki. Nina chciała odejść.
- Nino zostań. - powiedział Grodzki.
- Niech pan pozwoli jej odejść. - powiedział Mariusz.
Nina z poczerwieniałymi oczami odeszła.
- Ona jest niewinna, to moja wina. - rzekł Mariusz.
W tym czasie weszła pani Grodzka. Mariusz zwrócił się do niej.
- Ja proszę, aby pani nie winiła Niny, niech pani mnie zrozumie, czego państwo będą żądali wykonam wszystko.
- A więc niech pan słucha, już mam rozwiązanie. Nina w tym roku zdała maturę. Z jej wyników nie byliśmy zadowoleni. Przyczyną właśnie był pan. Czy długo się znacie?
- Od półtora miesiąca.
- Już taka miłość. Mam dla pana karę. Od dziś już pan nie ujrzy Niny.
- O Boże, przecież ta kara jest dla nas obojga. - rzekł Mariusz i łzy zakręciły mu się w oczach. - Ja proszę o stokroć wyższą karę, ale tylko dla mnie.
- Nie proszę pana, ta kara będzie najodpowiedniejsza.
- Czy mogę jeszcze raz zobaczyć się z nią?
- Tak, ostatni raz - powiedział Grodzki.
Mariusz wyszedł z mieszkania, w głowie szumiały mi zdania Grodzkiego. Ale gdzie ona jest? Spojrzał w ogród. Gdyby nikt nie widział "całowałby jej ślad". Niedaleko na łące siedziała Nina, oczy jej były mokre podszedł do niej. Stanął za nią.
- Nineczko - wyszeptał cicho.
Obejrzała się się i nowy potok łez potoczył się z jej oczu. Płakała pomimo, że nie wiedziała co ją czeka.
- Jaki zapadł wyrok? - zapytała drżącym głosem.
- Nineczko, dziś jesteśmy ostatni raz sami.
- Co odchodzisz ode mnie, zostawiasz mnie samą?
- Nineczko to ty raczej mnie, ja Ciebie nigdy, nigdy. - szeptał Mariusz. - Taka jest wola Twojego ojca.
Obydwoje płakali jak dzieci.
- Patrz kochanie, ty masz studia, ja mam naukę, może wezmą mnie do wojska.
- Ja nie chcę, jak nie pójdę na studia - szlochała Nina.
- Nina, uspokój się. Oboje tego nie chcemy, ale taka jest wola naszego losu. Idź na studia, ucz się, lecz pamiętaj, proszę Cię kochanie, pomimo to że będziesz miała nowe towarzystwo WSPOMNIJ MNIE.
Dalej nie mógł mówić gdyż łzy dusiły mu głos.
- Och Mariusz może ty mnie okłamujesz, może to nieprawda.
- Niestety Nineczko smutne to lecz prawdziwe.
"OSTATNI RAZ, OSTATNI RAZ RAZEM." Wypowiedzieli te słowa, lecz żadne nie chciało w nie wierzyć Nie mogli się rozstać. W pewnej chwili odczuwali brak siebie.
Pewnego razu do ogrodu, w którym lubił przesiadywać Mariusz przyszła pani Grodzka. Usiadła na ławce sama, wówczas przysiadły się do niej dwie plotkary. Tymi słowami zwróciły się do pani Grodzkiej.
- Pani usiadła na tej ławce, na której siedzi zawsze smutny młody chłopiec.
Grodzka powiedziała.
- Skoro to jego ulubione miejsce przesiądźmy się na drugą.
W niespełna 15 minut Mariusz zajął swe stałe miejsce. Przed nim stał kasztan, z którym wiązało go tyle wspomnień. Patrzył na wyryte w korze dwa słowa TYŚ MOJA. Mimo woli podniósł patyk leżący na ziemi. Nie wiedział nawet jak patyk bez wiedzy rozumu skreślił na ziemi dwa słowa KOCHAM CIĘ. "Czemu jej nie ma przy mnie, co mi teraz po maturze. Oddałbym wszystko żeby ją mieć. Czy ona o mnie myśli?" Czas mijał a Mariusz kochał ją, coraz bardziej tęsknił, ale żadnej wiadomości nie było.